— Pogoda regulowała
nasze dystanse, woda była towarem deficytowym, a z obtarciami nóg musieliśmy
sobie radzić sami. Nie dało się ich uniknąć. Ale chodziło o to, aby się nie
poddać — stwierdził Marek Wikiera podczas spotkania „Pogromcy Natury. 4Deserts”
w olsztyńskiej Kamienicy Naujaka. Ultramaratończyk, który w tym roku ukończył
jeden z najcięższych maratonów świata w sobotę odwiedził Olsztyn.
Gorąco, wietrznie, sucho i zimno; oto cztery czynniki, z
którymi Marek Wikiera musiał zmagać się podczas tegorocznych maratonów.
Posiadając tylko plecak z podstawowym wyposażeniem przebiegł Saharę, Atakamę,
Gobi i Antarktydę. Dlaczego postanowił to zrobić? Jak sam przyznaje, motywacją
do biegania była za ciasna koszula, później się po prostu wkręcił. Jego
przypadkowa przygoda z bieganiem przerodziła się w pasję. Obecnie tą pasją
zaraża także innych.
Przyjemnie było mi słuchać o tym, jak silny potrafi być
człowiek. Jak wytrwały, jeśli ma motywację. Nie ja jedna miałam takie
przemyślenia, bo pytań do Marka nie było końca. Pełna sala i zaangażowana
publiczność; czego chcieć więcej?
A ja sporo się dowiedziałam na temat Marka. Poza naszym
wywiadem znalazło się jeszcze kilka zabawnych anegdot… Między innymi to, jak
„to się robi na pustyni”. Mowa oczywiście o czynnościach fizjologicznych. I już
wiem, jak! A mianowicie: panowie na prawo, pani na lewo. Albo za malutki
parawan. Poza tym obowiązuje niepisana zasada, że ludzie się po prostu nie
patrzą. Bo niby gdzie i za co się schować na pustyni? W każdym razie, było
zabawnie słuchać i oglądać obrazujące to zdjęcia J
Więcej na temat Marka
możecie poczytać w najświeższym, sobotnim wydaniu „Gazety Olsztyńskiej”. W
wywiadzie z nim też znalazło się kilka śmiesznych anegdot. A póki co wrzucę
kilka zdjęć z sobotniego spotkania. Nawet udało mi się zrobić zdjęcie ze
słynnym ultramaratończykiem!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz