wtorek, 4 listopada 2014

Wyjdziesz za mnie, kotku?



Istnieją lektury, po które sięgamy, aby się czegoś nauczyć. Istnieją też takie, które przeczytamy tylko po to, aby zająć czymś umysł. Lekkie, zabawne, bez morału. Są też takie książki, którymi można się dotulić; uśmiechnąć, zapłakać, ale zawsze po zamknięciu ostatniej strony mieć pewność, że wszystko będzie dobrze.



Taka właśnie jest książka „Wyjdziesz za mnie, kotku?” Wioletty Sawickiej, olsztyńskiej dziennikarki i reportażystki. Na jednym z jej spotkań autorskich, na którym miałam przyjemność uczestniczyć, przyznała, że nigdy w życiu nie myślała o wydaniu tej powieści. Ot, napisała ją tak, dla siebie- żeby się dotulić. Później mąż namówił ją, aby poszła do wydawnictwa. Poszła. Teraz jej książką dotulają się nie tylko olsztynianie, ale i reszta Polski. Bo jest co czytać!

Historia Anny, głównej bohaterki to opowieść o trudnych wyborach i wytrzymałości. We wszystkim: w postanowieniach, w trudnej miłości, w walce o swoje szczęście… I choć wielu zarzuca „Wyjdziesz ze mnie…”, że jest antyfeministyczna, nie ma to znaczenia; ona nie ma uderzać w przekonania, tylko w uczucia. I robi to doskonale. Nie bez znaczenia pozostaje fakt, że Sawicka pisała ją z potrzeby serca i tylko dla siebie, więc oddała ciężkie sytuacje jak mało kto. Właśnie dlatego czytając jej książkę, można z łatwością zidentyfikować się z bohaterami, bo to, co ich spotyka, może spotkać każdego z nas. Tym bardziej, że akcja toczy się w Olsztynie. Oczami wyobraźni widzę Annę i Patryka na starówce i naszych zimnych, dziurawych drogach. I to jest świetne wyobrażenie, bo jeszcze nigdy historia nie była tak blisko czytelnika. Podoba mi się lekki styl pisania tej historii, kiedy czytelnik ma wrażenie, że płynie razem z nią przez miasto.

Ale…


nie byłabym sobą, gdybym nie znalazła minusów… Tak więc to będzie ta część, w której ponarzekam. To musi czekać każdą lekturę, która trafi w moje ręce… i oczy.
Najgorszym minusem powieść jest jej tytuł. Jak można nazwać powieść typowo obyczajową jak romans, a potem dziwić się, że ludzie kupują ją jako romans? Tym bardziej, że sama okładka jednoznacznie wskazuje, jaka będzie tematyka tej książki! Świadome czy nie, jest to wprowadzenie ludzi w błąd. Kiedy ja kupowałam „Wyjdziesz ze mnie, kotku?” miałam ochotę na romans. I myślałam, że znalazłam, więc kupiłam. Na szczęście książka okazała się być czymś o niebo lepszym, więc za tę pomyłkę mogę tylko dziękować. I czytać… bo na pewno jeszcze do niej kiedyś wrócę. Przecież każdy od czasu do czasu musi się dotulić.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz